Prenumerata
Sucha 35B
30-601 Kraków

Artysta ubogich – ADAM CHMIELOWSKI

Adam Chmielowski, jeden z najbardziej utalentowanych malarzy XIX wieku, powiedział, że „istotą sztuki jest dusza wyrażająca się w stylu”. Kim był i czego doświadczył w swoim życiu, iż postanowił zamienić pędzle, palety, farby i dobrze rokującą przyszłość na zgrzebny, szary habit i życie pod jednym dachem z krakowskimi nędzarzami? Czy od samego początku kierował się miłością Boga? A może przyświecał mu strach i próba ucieczki przed światem, który „jak złodziej, wydziera co dzień i w każdej godzinie wszystko dobre z serca, wykrada miłość dla ludzi, wykrada spokój i szczęście, kradnie nam Boga i niebo”?

(…)
Czy można powiedzieć, że sztuka pomogła Adamowi Chmielowskiemu stać się Bratem Albertem? Uważam, że talent i wrażliwość były drogą oraz warunkiem odkrycia powołania i charyzmatu „malowania” w najuboższych obrazu Chrystusa. Tworząc swój najbardziej znany obraz Ecce Homo, Chmielowski latami kontemplował twarz Boga odrzuconego i ta modlitwa pozwoliła mu zobaczyć Chrystusa w tych, dla których nie było już miejsca w ówczesnym świecie. Wizerunek Chrystusa przedstawiony na tym obrazie jest świadkiem przemiany Adama Chmielowskiego w Brata Alberta.

Powstawał kilkanaście lat. Uchwycony jest na nim moment, kiedy Piłat, pokazując Jezusa, wypowiada słowa: „Oto Człowiek”. Jezus – Światłość świata – stoi w ciemności. Jest umęczony, ale mimo to z Jego twarzy nie znika godność. Spojrzenie zwrócone w dół, nie czyni najmniejszego wyrzutu. Skazaniec nie ma typowej aureoli, ale zza Jego głowy rozlewa się światło. Pierwszą i najdłużej powstającą częścią obrazu była twarz Chrystusa.

Po kilkunastu latach Chmielowski, ponaglany, domalował ramiona i tułów, na którym szata układa się w taki sposób, że dostrzec można ogromne, poranione serce. Do dzisiaj obraz ten kontemplują duchowe dzieci Brata Alberta, siostry i bracia posługujący ubogim. Z tej modlitwy uczą się dostrzegać ludzką twarz najbardziej sponiewieranych przez życie ludzi.

Stają przed nami kolejne pytania, mianowicie czy każdy artysta musi postąpić tak jak Brat Albert? Czy Adam Chmielowski miał rację, pisząc, że służba sztuce, zawsze wychodzi na bałwochwalstwo? Czy można jakoś pogodzić życie artysty z życiem oddanym Bogu? Myślę, że nie ma gotowych odpowiedzi, nie ma też jednoznacznej granicy, która oddzielałaby sacrum i profanum. Odkąd Bóg stał się Człowiekiem, ta granica przebiega przez każde ludzkie serce, każdy ludzki wybór. Ostatecznie sami – każdy zgodnie z własnym sumieniem, duchowością, sposobem przeżywania relacji z Bogiem, wyznawanymi wartościami – musimy nauczyć się odróżniać i wybierać to, co jest w nas na służbie Pana Boga, a zostawiać te rzeczy, które są łechtaniem naszego własnego egoizmu i karmieniem pychy. Nikt nie jest zobowiązany do tak radykalnych wyborów jak Adam Chmielowski, ale myślę, że warto, aby każdy artysta zadawał sobie pytania o sens i przyczynę swojej twórczości, która jest tylko – albo aż – odbiciem piękna, które każdy z nas nosi w sobie.

Brat Albert / Leon Wyczółkowski / (1902)

Zachęcamy do lektury całego pełnego felietonu o św. Bracie Albercie autorstwa s. Katarzyny Świetlak ZSAPU, jaki zamieszczamy w numerze 2/2021 „LaSalette” Posłaniec Matki Bożej Saletyńskiej z tematem przewodnim <<Dla kogo sztuka?>>.


Zostań prenumeratorem naszego saletyńskiego dwumiesiecznika!

Szczegóły – >TUTAJ


.

 

.