Prenumerata
Sucha 35B
30-601 Kraków

MOJE ŻYCIE NIE NALEŻY DO MNIE

Wydawać by się mogło, że złapałam Pana Boga za nogi. Od dziecka miałam wielkie marzenia i parłam naprzód w ich realizacji. W wieku ośmiu lat pragnęłam zostać pisarką, później – założyć wydawnictwo, mieć wspaniałą rodzinę… Wszystkie te marzenia udało się zrealizować, dodatkowo Pan Bóg tak pokierował, że na swojej drodze spotkałam Jezusa. Wiara okazała się najcenniejsza. Zaangażowałam się bardzo w życie Kościoła. Znalazłam wspólnotę, moje talenty służyły Panu – pisałam książki i inne teksty katolickie i wiodłam życie na pełnych obrotach. Nic nie zwiastowało, że wkrótce wszystko ulegnie zmianie…

Fot. Brygida Nowak, Lidia na promocji książki, przed chorobą

(…)

Z czterdziestokilkuletniej kobiety stałam się staruszką, którą mąż musiał wprowadzać po schodach. Ataki kaszlu i duszności trzeba było łagodzić pod aparatem tlenowym. Byłam tak słaba, że nie mogłam nawet zrobić obiadu. Mogłam tylko leżeć. W takim stanie rozpoczęłam chemioterapię. Mój profesor hematologii zdecydował, że ze względu na rozmiar guza leczenie należy zacząć natychmiast, i żeby było skuteczne, w drugim wlewie trzeba dać mi podwójną dawkę. Po pobraniu drugiej chemii, trzydniowym pobycie na oddziale, wróciłam do domu z koronawirusem. Pacjentka, obok której leżałam na sali, miała pozytywny wynik. Wyszłam ze szpitala, o niczym nie wiedząc. Po kilku dniach zaczęłam mieć objawy przeziębienia, zaraz potem mąż i młodsza córka. Wkrótce zadzwonił do mnie sanepid, oznajmiając, że miałam kontakt z osobą dodatnią.
Podwójna chemia i koronawirus sprawiły, że prawie do zera spadła mi odporność. Najgorsze miało jeszcze nadejść. Na skutek osłabienia zaczęły mi nie tylko wypadać włosy, ale i odpadać dziąsła. Z bólu nie mogłam spać, mówić, jeść.
Napisałam SMS do profesora informujący, co się dzieje. Oddzwonił do mnie pomimo, że była to noc z soboty na niedzielę. Poinstruował, co robić na wypadek wstrząsu, i nalegał na szybką morfologię, ale z covidem w Rzeszowie wszyscy odmówili mi wykonania badania. Kiedy spojrzałam na siebie w lustrze, wyłysiałą, z czarnymi dziąsłami, które ledwo trzymają się zębów, po raz pierwszy w życiu samej siebie zrobiło mi się żal. Byłam bezradna.
Tej rozpaczliwej nocy płakałam i wołałam do Boga, z przekonaniem, że mnie słyszy, że o wszystkim wie, że ma w tym jakiś cel. Pod drzwi łazienki przyszedł mąż z wiadomością, że jedno laboratorium zgodziło się zrobić badanie krwi pomimo covidu i tego, że jest druga w nocy.

(…)

Wszystkie modlitwy za mnie, jak i moje cierpienie składam na ręce Maryi, aby Ona rozdysponowywała te łaski. Co uzna dać mnie, to przyjmę. Co uzna dać Kościołowi, niech da, niech rozporządza nimi swobodnie. Należę do Boga w zdrowiu, i w chorobie. Nie chodzi o to, że nie pragnę żyć. W maju mam ślub córki i chcę widzieć, jak będą się rodzić i dorastać moje wnuki. Jeśli Bóg zechce mnie uzdrowić – Jemu chwała. Ale jeśli nie – to także Jemu chwała. Nie wstydzę się jednak prosić o modlitwę, bo w cierpieniu nie ma odważnych, a ja w każdej chwili swojego życia, niezależnie od Jego decyzji, pragnę trwać w Bogu.

Zachęcamy do lektury pełnego naszej redakcyjnej Koleżanki Lidii Miś-Nowak dotyczącego choroby i jej zawierzenia Panu, jaki zamieszczamy w najnowszym numerze 1/2021 „LaSalette” Posłaniec Matki Bożej Saletyńskiej z tematem przewodnim <<Troska o zdrowie>>.


Zostań prenumeratorem naszego saletyńskiego dwumiesiecznika!

Szczegóły – >TUTAJ


.

 

.